Apel Aliyi Turusbekovej - żony skazanego kazachskiego polityka Vladimira Kozlova do deputowanych Parlamentu Europejskiego.
Szanowni Deputowani!
W połowie listopada byłam na widzeniu z Vladimirem Kozlovem w kolonii w Petropavlovsku i obecnie jestem bardzo zaniepokojona. Boję się, że mój mąż zza więziennych murów nie wyjdzie cały i zdrowy.
Postaram się bez zbędnych emocji przekazać co się z nim dzieje. Po pierwsze, Vladimir Ivanovich ma prawdziwe problemy ze zdrowiem - z trudem chodzi. Ból z prawego stawu biodrowego przeszedł na całą nogę i jest tak silny, że ciężko mu nawet ubierać się i rozbierać. Pomimo bólu w nodze i problemów z ciśnieniem, obciążają go męczącą fizyczną pracą, po której przez dwa dni nie może dojść do siebie. Lekarz neurolog, który przyjeżdżał do kolonii, odmówił jego leczenia. Postawił mężowi diagnozę - symulant!!! Odpłatne badania lekarskie można wykonać tylko poza murami kolonii. Do tego jest potrzebne zezwolenie kierownictwa, a nam go nie dają.
Wiem na pewno, że są dokumenty normatywne, na których podstawie więźniowie mają prawo do odpłatnych usług medycznych. Ale w rzeczywistości - wszystko jest jak w obozie koncentracyjnym z okresu stalinowskiego. Doskonale rozumiem żony i matki tych, którzy znaleźli się za kratami. Jest wielki strach o bliskich. Wielu wychodzi stamtąd jako inwalidzi. Mam mocne przekonanie, że lekarz zacznie leczyć Vladimira Ivanovicha dopiero wtedy, gdy jego noga w ogóle przestanie funkcjonować. Albo powali go wylew z powodu problemów z ciśnieniem. Wcześniej miejscowi medycy po prostu się nie ruszą!
Po drugie, wokół męża sztucznie stworzono pustkę - więźniowie mają zakaz kontaktowania się z nim. Rozmowa z Volodią grozi im poważnymi problemami, w tym również karami fizycznymi. Znacie Vladimira Ivanowicha i na pewno pamiętacie, że zawsze był towarzyskim człowiekiem. Teraz wszystkie jego kontakty towarzyskie sprowadzają się do kontaktów ze strażnikami i kierownictwem kolonii. Przebywa w całkowitej samotności. Trzyma się, ale jest bardzo przygnębiony. Rzeczywiście to jest tortura, którą jak myślę, nie każdy wytrzyma.
Czytałam niedawno dokument ONZ "Wzorcowe reguły minimalne
postępowania
z więźniami" i płakałam. Jak daleko jesteśmy wszyscy od tego
wszystkiego, co zostało zapisane w tych standardach. Zostało w
nich na przykład powiedziane, że sam fakt pozbawienia wolności
stanowi już karę, dlatego system więziennictwa nie powinien
zwiększać cierpień wynikających z tego stanu. A u nas co? Boją
się torturować Volodię fizycznie, bo w końcu jest politykiem znanym
w Kazachstanie i poza jego granicami, dlatego stosują wobec niego
wszelkie możliwe metody nacisku moralno-psychicznego.
Po trzecie, każdy krok Volodii jest śledzony przez dziesiątki tak zwanych aktywistów, którzy taśmowo piszą na niego donosy. Łowią każde jego spojrzenie, każde słowo i biegną pisać donosy z żądaniem, aby pociągnięto go do odpowiedzialności. Tak też właśnie wyszło z tymi dwoma naganami, które dostał Volodia. Nawet na widzenia ze mną zawsze przychodzi w towarzystwie jakiegoś aktywisty z jego oddziału.
Naciskają na niego okrutne, stale i nieludzko. Jeśli dalej tak pójdzie, to Volodia może nie wytrzymać - odmówi na przykład wyjścia do jakichś robót, a więc formalnie złamie zasady reżimu i trafi do karceru jako osoba złośliwie naruszająca zasady. A to pociągnie za sobą zmianę warunków odbywania kary, na przykład przeniesienie z kolonii ogólnego rygoru do kolonii o surowym rygorze, nie mówiąc już o zakazie rozmów telefonicznych, odbywania widzeń i otrzymywania paczek. Ale może znaleźć się w sytuacji, kiedy nie będzie miał innego wyboru.
Jestem przekonana, że w ten sposób męża chcą złamać, żeby zgodził się na przykład przyznać do winy. Nie raz mu wcześniej mówiono - przyznaj się, dostaniesz mniejszy wyrok. Możliwe jest też, że chcą go zmusić, żeby złożył jakieś zeznania przeciwko tym, którzy są teraz za granicą.
Proszę Was o pomoc, dlatego że nasze władze reagują tylko na naciski ze strony europejskich struktur i zachodnich obrońców praw człowieka.
Bardzo boję się o męża.
Aliya Turusbekova