Facebook Twitter

Ten czas raz jest dłuższy, raz krótszy

Nie pamiętam, kiedy skończyłem pisać swój poprzedni dziennik. Musiało to być wtedy, kiedy zaczynał się proces, bo zakładałem, że sam proces będzie już wystarczająco obfitujący w wydarzenia. Nie było też czasu (ani ochoty do zapisywania), no może oprócz tego, co mogło i powinno było przydać się na procesie. Kiedy w środku nie czujesz się winny, a co więcej, masz wrażenie, że jesteś jak Prometeusz, który chciał pomóc ludziom, a teraz jakiś niegodziwiec szarpie mu wątrobę, to taki proces jest ciężkim przeżyciem. Patrzę na innych więźniów w areszcie (czasem spotykamy się w konwoju), słucham tego co mówią -  i nie dostrzegam w nich żadnych z tych uczuć, które przepełniają mnie samego. Chociaż tutaj nie brakuje różnych historii.

 

Nie będę trzymał się chronologii, zapiszę to, co przyjdzie mi do głowy. Weźmy na przykład Kana (Kanat). Jest byłym raperem. Mówi, że pierwszym w Kazachstanie. Spotkaliśmy się i zamienili parę słów w czasie konwoju: tylko tyle, co w więźniarce plus kilka minut na bloku, w "śluzie" (taki wielki garaż z bramą po obu stronach), dokąd wjeżdża więźniarka.

 

W młodości "załapał" wyrok, a teraz jest tutaj drugi raz. Są tutaj razem z bratem już ponad rok - sąd, apelacja. Skazali ich razem ze 179 artykułu czyli za rozbój. Mówi, że jego, ani brata, tam nie było, że "pokrzywdzona" rozpoznała go po oczach. Napastnicy byli w kominiarkach. Ma alibi - pięć osób potwierdza, że był w poradni przeciwgruźliczej (jest chory, to widać), i że brata w ogóle obok nie było. Bratu dali 7 lat kolonii karnej ogólnego reżimu, jemu - 10 lat koloni o zaostrzonym reżimie.

 

Widziałem go po zakończeniu rozprawy apelacyjnej. Jechałem z nim w jednej więźniarce z sądu do więzienia, i rozmawiałem z nim potem na bloku, kiedy czekaliśmy na konwój. Nie jestem w stanie opisać jego stanu. Po drodze "gasił" konwój, rzucając "mięsem" bez skrępowania. Potrzebował złapania oddechu, odskoczni. Musiał się wykrzyczeć. Konwój milczał.

 

Jest jeszcze jedna strona tego wszystkiego - konwój. Przez cały czas na jednej trasie z więzienia do sądu i z powrotem. Przecież oni też w sądzie siedzą obok naszej "klatki". Wszystko widzą, wszystko słyszą, wszystko rozumieją. Przechodzą przez nich ludzkie losy, tragedie, policyjno-prokuratorskie i sądowe bezprawie - oni też są świadkami tego wszystkiego. Jak ktoś jest trochę bardziej wrażliwy - długo nie wytrzyma, odejdzie. Oczywiście, są mordercy, gwałciciele, złodzieje. Oni akurat są na swoim miejscu, to ich środowisko, ich wybór. Tutaj, w sądzie, w więzieniu, są u siebie w domu. А tamci, to kto - nie są tacy sami? Ci, którzy nie mieli pieniędzy, żeby się wykupić, którym nie wystarczyło kontaktów - ich ból, ich nienawiść do  tego wszystkiego, i tylko nie wiadomo, kiedy i na kogo się ona wyleje.

 

Konwój, który wiózł nas razem z Kaną był szczególny. To byli chłopcy (na ich czele stał kapitan), którzy nie zdali egzaminów kontrolnych. Opowiadali, że cena za wydanie pozytywnej decyzji na egzaminie dochodziła do 5 tysięcy dolarów. Wieźli nas wieczorem, już po godzinach, kiedy nie byli policjantami: bez broni, legitymacji, bo wszystko to zdali o 15-tej - tak bywa. I jeszcze - się cieszyli! Tak - są problemy, tak - trzeba szukać pracy, ale na ulicach można odetchnąć głęboko. A my powiedzieliśmy im: "Ak zhol, chłopaki!" (powodzenia, szczęśliwej drogi). Mają szczęście, że nie padną ofiarą walki o władzę i nie zostaną zdeptani…

 

Żeby nie płakać Kana wydzierał się ordynarnie rapując. Rzucił się do młodego strażnika więziennego z konwoju, który z przyzwyczajenia powiedział do niego "na ty" - i powiedział do niego: Nie pan będzie łaskaw mnie nie "tykać". "Pan raczy zwracać się uprzejmie do aresztantów". Młody strażnik z konwoju, chłopak w porządku, wszystko od razu zrozumiał, cofnął się do tyłu i konflikt zniknął. To było takie wyraziste, pojemne i wyczuwalne. To nawet nie był obrazek, który trudno zapomnieć. To było jak doznanie bólu, kiedy człowiek w końcu pojmuje, że znalazł się w sytuacji bez wyjścia. Zrozumiałem, że jeśli ktokolwiek, kto teraz czyta te słowa, przemyśli swoje zamierzenia, z większą odpowiedzialnością podejdzie do swojego życia - to będę się z tego cieszył.

 

Taką wiedzę zdobywa się wraz upływem czasu. Ten czas raz jest dłuższy, raz krótszy, stopień tej wiedzy bywa różny, ale… Wszystko, co teraz napisałem nie ma żadnego związku ze sprawiedliwością wymierzaną przez sądy, jak i nie ma związku z jakąkolwiek realną rzeczą, z czymś, co w ogóle nie istnieje w przyrodzie. Nawet wtedy, kiedy sądzi się winnego i wymierza karę - to odbywa się to nie dlatego, że jest sprawiedliwość, a dlatego, że winny nie miał możliwości (albo ochoty) uniknięcia kary. "Dobry" policjant, "dobry" prokurator, "dobry" sędzia -  to taka sama utopia jak pachnące gówno. Rozumiecie?

 

To jest prawdziwe odczucie naszego systemu wymiaru sprawiedliwości. System jest jak pokręcone świńskie przyrodzenie, jak dupa z zaułkami i nic prosto w nią nie wejdzie, a jeśli nawet się uda przypadkiem coś w nią wetknąć, to zostanie przez nią zniszczone lub wyrzucone, aby uchronić sam system. Miejsce obok jest tylko tych, którzy są tacy sami jak wszyscy, czyli biorą, dają, kręca, kradną, oszukują - i milczą. Wszyscy inni stanowią zagrożenie, dlatego że niczego na nich nie ma, trudno ich kontrolować, i nie ma jak ich ustawić do pionu.

 

W tym wszystkim czasem spotyka się jeszcze takich, którzy są wprawdzie tacy jak wszyscy, ale zdołali jeszcze zachować w sobie coś ludzkiego, gdzieś tam bardzo głęboko, dla samych siebie - i czasami to coś się wyłania. Młodzi chłopcy, którzy dopiero zaczęli pracę, strażnicy w stopniu sierżanta. Rodzinie udało się wepchnąć ich tutaj z trudem, płacąc za to niemało, i oni jeszcze nie wszystko rozumieją. Kiedy zrozumieją -  jednostki odejdą, reszta stanie się taka sama jak wszyscy. I nie ma nikogo, ani niczego, co by zdołało mnie przekonać, że jest inaczej, dlatego, że to wszystko jest prawda. Taka sama, jak to, że słońce świeci i grzeje, a ból - to krzyk, a potem - słowo. Nawet, kiedy nie słychać krzyku, to ten krzyk istnieje, jak istnieje druga strona księżyca, której nie widzimy.

 
 
tagi: dziennik pisać rozprawa apelacyjny tragedie losy konwój strażnik aresztant chłopcy historie ból krzyk Vladimir Kozlov areszt strażnicy


All Rights Reserved 2013 vladimirkozlov.org Legal Disclaimer O fundacji