Pardon za charakter pisma, ale w tej celi w ogóle nie ma stołu; na podłodze są rozłożone gazety, a na nich nasz "stoliczek nakryj się". Moim współtowarzyszom z celi w ogóle nikt paczek nie przynosi, dlatego miejsca na "stole" wystarcza. Cukier dają, herbata jest moja, mleko w proszku, czosnek, kawa (skończyła się) - też. Ale to tak, co do słowa "moje". Ludzie skazani na długie wspólne przebywanie na zamkniętej małej przestrzeni powinni minimalizować różnice, wykorzystywać je do uzupełnienie całości: każdy wnosi coś od siebie dla wszystkich. W ogóle, to cenna umiejętność i zaocznie jej się nie zdobędzie, tylko wtedy, kiedy jesteś zmuszony, poprzez własne doznania, które się zapamiętuje i wykorzystuje w przyszłości.
Moi współtowarzysze z celi mówią, że o transporcie (ma być jutro)
powiadamiają tutaj o 12 w nocy. Ciekawy zwyczaj. No cóż, specjalnie
czekał nie będę: obudzą, jakby co.