Rankiem zaczyna być nazbyt świeżo. Szyby w oknie nie ma, a prycze stoją tak, że struga powietrza przechodzi przeze mnie, przeciąg wieje od okna do drzwi. Trochę chwyciło mi gardło, więc ratuję się gorącą herbatą, cytryną, sokiem. Mojej anginy lepiej nie budzić, zwykle mam wtedy ponad 40 stopni gorączki, więc w warunkach więzienia i pojedynczej celi może być ciężko. Z rana na kontrolę celi zachodził pan w mundurze galowym, pytając: "Co, jak, kiedy?" Odpowiedziałem: "W porządku, tylko szyb w oknie nie ma, a wyrok dopiero ósmego" Powiedział: "Proszę zapisać, wstawić szybę…" A no, zobaczymy.
To "proszę zapisać" przerabialiśmy już wiele razy. Najważniejsze, to nie odmówić. O szybach zgłaszałem już dwa tygodnie temu do DPNAŚ (dyżurny pomocnik naczelnika aresztu śledczego), też nie odmówił, zapisał.
Dzisiaj dzień wysyłki więźniów (każdego 4, 14, 24 dnia miesiąca). Jednych wywiozą - tych, co dostali wyrok i mają już wszystko za sobą, teraz pojadą na pobyt stały do kolonii. Innych z kolei przywiozą - takich, co zostali zatrzymani, doprowadzą na przesłuchanie i rozprawę do sądu. Życie toczy się dalej...
Szu! Zasuwka judasza w moich drzwiach zaszeleściła. Pilnują, wredni służbiści. Mam z nim wyjątkowe relacje, a przecież tych relacji w zasadzie nie ma, a ja udaję, że niby wszystko rozumiem. Czasami, kiedy słyszę taki szelest judasza, to proszę, żeby włączyli mi światło. Spełniają tę prośbę w milczeniu. Spirytyzm według KNB, kurcze blade, przy czym nawet ze sprzężeniem zwrotnym w postaci spełnienia kilku życzeń.
Kurza twarz, dopiero byli "złodzieje z gospodarczego" żeby wstawiać szybę, zrobili pomiary. Co tu się wyrabia... Fakt, pomiar to jeszcze nie szyba, ale na początek i to dobre. Przynajmniej jest nadzieja.
Biblioteka w więzieniu to słowo niezbyt często używane. Parę razy próbowałem oddać tam przeczytane książki, pisałem różne prośby. Nic z tego nie wyszło. Bibliotekarz, to na urlopie, to choruje, i tak na zmianę. Jego nieobecność to constans. Czy jest w ogóle biblioteka - oto jest pytanie? Książki oddaję strażnikom, a potem one rozchodzą się po więzieniu. Czasem ktoś mówi, że czytał "moją" książkę(kiedy przeglądają książki, które dostajemy w paczkach, to na drugiej, trzeciej stronie wpisują nazwisko).
Z wolności czasem dochodzą jakieś wieści. Słyszałem, jak ktoś się oburzał, że na mój temat sporo się mówi, a o Sapargali niewiele. Według mnie to niezdrowe rozmowy. Po pierwsze, burzyć mogą się wszyscy, również ci, których oburza fakt, że zbyt mało podnosi się szumu na ten temat. Tylko, że jakoś tych osób nie widziałem wśród obecnych na rozprawie ani razu. To ci sami kanapowi obrońcy prawdy, dla których walka o prawdę staje się sensem istnienia, a samo mielenie ozorem nie wystarczy, trzeba trochę rozumu, więcej fantazji - i żadnego ryzyka i naprężania muskułów.
Po drugie, o Aminowie, trzecim spośród nas, w ogóle nikt i niczego nie mówi. To łatwo wytłumaczyć. Aminow do wszystkiego się przyznał, przeprosił, poprosił o łaskę - i co tu więcej można powiedzieć. Serik Sapargali do czegoś się przyznał, a do czegoś tam nie, na wzór i podobieństwo Atabayeva i Mamaya. Poza tym była przecież umowa, że wystarczy samo przyznanie i skrucha, żeby pójść do domu. A bez tej umowy takie stanowisko tylko wprowadza w błąd (zwłaszcza adwokata). Po co więc robić zamieszanie, kiedy nic nie wiadomo? Będą podnosić szum, że on jest niewinny, a przecież on do czegoś się jednak przyznał. Kto w takiej sytuacji rozstrzygnie, czego faktycznie jest winy, a czego nie?
Poza tym, kiedy człowiek prosi sąd o łaskę, bardziej przypomina to jednak przyznanie się do winy niż jej zaprzeczenie. I po co to zamieszanie? Proszenie sądu o łaskę dla Sapargali? Ten cały szum jest bardziej podobny do jęku. Ja wszystko rozumiem, i to, co dotyczy Zhaka, i to, co dotyczy Serika Sapargali, ale wszystko, każda decyzja wywołuje reakcję i jej ocenę. I ten, kto prosi o łaskę powinien rozumieć, że trzeba będzie coś stracić, aby uzyskać coś w zamian. Inaczej po prostu się nie da.
Upłynie trochę czasu, coś zostanie wyjaśnione, coś zapomniane, ale wszystko co było, tak czy inaczej pozostanie. Został na przykład pewien niesmak z powodu nieokreślonego stanowiska Bolata Atabayeva i Zhanbolata Mamaya. Przed więzieniem mówili jedno, w więzieniu - drugie, po wyjściu z więzienia - trzecie. To prędzej manewry, a nie stanowisko. Najpierw jakoś byli razem, a potem się rozstali. Jeden zgubił dokumenty, drugi zachorował, na rozprawie nie było nikogo, kto by jasno i wyraźnie (...) Jeden podczas rozprawy raczył się oryginalnym bawarskim piwem, drugi - prezentował swoją gazetę - nic osobistego, same fakty.
А 70 procent "świadków" mówiło: o walce do końca, niepotrzebnej obawie przed bandytami i gotowości do... Teksty osławionych apeli stanowią 95 procent tego, o co mnie oskarżają. Też nie ma w nich niczego zbędnego. Tylko moich własnych słów i czynów, o które mnie oskarżają z artykułów 164 i 170, tego w materiałach nie ma. Jest jasne, że innych dowodów też nie ma. Szkoda tylko, że nie wykorzystali możliwości obalenia tych kłamstw przed sądem. Wyglądałoby to godniej niż krzyki z daleka i ignorowanie własnych obietnic, składanych po wyjściu na wolność. O tym właśnie mówię. Niby nic takiego, ale niesmak pozostał, i ten niesmak nie chce rozpłynąć się w czasie.