Powiedzieli, że na transport wychodzimy o 12.30. Zostawiłem chłopakom elektryczny czajnik. Jest jeden na cały korytarz, wygląda na to, że przyda się wielu... Z jedzenia do transportu nie brałem prawie niczego: herbata, cukier, mały woreczek czarnych rodzynek (jeszcze z Almaty) i tyle. Nie ma kubka, ani łyżki. Nie ma nawet pustej bańki, żeby nabrać wody. Trudno, jakoś przeżyję.
Wyprowadzili nas gdzieś na dół, tam gdzie jest "cela przejściowa" i pomieszczenie do przeszukań. Spotkałem tam Sapargali. Przez kilka minut byliśmy w tej samej celi przejściowej. Jest absolutnie pewne, że razem z nim przemieszczamy się zgodnie z zaleceniami KBN, widać to po zdecydowanej zmianie zachowania policji. Przeszedł i życzył powodzenia jeden z tych oficerów, który obszukiwał mnie przy wjeździe.
Naczelnik warty przeprosił zanim zrobił mi przeszukanie - to już konwój Aktobe - Мangistau. W więźniarce przywitali mnie jak swego: "Witaj, Volodya". Działa "złodziejski przekaz", "biografia" krąży w obiegu. Seke jest razem ze mną w jednej więźniarce. Trzyma się dziarsko, po prostu z fasonem, podziwiam go. "Stołypin" - w celach czysto, rozdali worki na śmieci. Konwój to chłopaki nieco starsi, kontraktowi. Wszyscy jednakowo, taktownie wobec wszystkich. My z Seke jesteśmy w jednej celi, przy czym tylko we dwójkę, oddzielnie od pozostałych.
Straszny upał. Seke ma litrową butelkę z wodą, aluminiową łyżkę i talerz. W Aktobe oddali mi wentylator, żeby tylko jeszcze było gdzie go podłączyć... Jedziemy, pocimy się, wszystko jest lepkie, gorące. Rozmawiamy ze sobą i z pozostałymi (krzyczymy do siebie). Wieczór, chce się jeść. Konwój dał nam dwie puszki "leszcza blanszowanego w oleju". Brzmi lepiej, niż smakuje. Pachnie tak jakby tego leszcza wyciągnęli z bagna i takiego wsadzili do puszek. Ale zjedliśmy wszystko (byliśmy bardzo głodni), i chlebem (dali po 4 bochenki na dwóch) wymaczali resztki. Puszki przepłukaliśmy wrzątkiem, teraz to będą nasze kubki.