I tak, 22 kwietnia trafiliśmy na widzenie z Wołodią. Przybyliśmy
do kolonii około 7 rano. Była tam już kolejka. O 8 rano przyszli
funkcjonariusze i zebrali wnioski o widzenie (muszą być podpisane u
naczelnika kolonii). Pogoda była słoneczna, ale strasznie wiało.
Nigdy nie widziałam takiego wiatru. Zdmuchiwało wszystkich i
wszystko, a po pięciu minutach buzia była pełna piasku.
Gdzieś około 10 weszliśmy na widzenie. Mój Alen pokazał, jak
umie płakać już w pokoju przeszukań, dlatego nas szybko przeszukali
i przepuścili dalej. Nasz pokój z numerem 7 był całkiem przytulny w
porównaniu z tym w Obwodzie Północno-Kazachstańskim: podwójne
łóżko, kojec, dywan na podłodze, zasłonki, stół i dwa
krzesła. Przechodząc obok kuchni zauważyłam, że jest zrobiona po
domowemu - narożnik kuchenny z miękkim obiciem, wiszące szafki,
stół, blaty, płyta eletryczna, zlew.
Jako że nie umiemy długo znajdować się w tak małej przestrzeni
wyszliśmy na korytarz, żeby poczekać na Wołodię. Tam byłam
świadkiem pewnej rozmowy:
Kobieta z dzieckiem w wieku około dwóch lat: A gdzie jest kojec,
przydałby się nam!?
Ktoś z obsługi dziennej (z osadzonych): wie Pani, mamy tu u nas
jednego więźnia politycznego i krewni po raz pierwszy przywieźli mu
dziecko na widzenie, kojec postawiliśmy u nich w pokoju.
Zrobiło mi się miło. Później podeszłam do tej kobiety i
powiedziałam, że syna wieczorem zabierze babcia i kojec będziemy
mogli oddać.
Po 10-15 minutach pojawił się Wołodia i widząc nas na korytarzu
uśmiechnął się.
Ja: Cześć, i jak się podobamy?)))
VK: Brak słów!!!!
Ja: W takim razie potrzymaj.
VK: Oj, nie. Boje się, że mogę go ścisnąć za mocno i będzie go
bolało.
Weszliśmy do pokoju i zaczęła się znajomość. Mój Alen pokazał
wszystko co umie. Po pewnym czasie rozpłakaliśmy się na cały głos,
uspokajali go wszyscy. Później usnął na moich rękach i przespał tak
1,5 godziny. Po przebudzeniu zaczął się przeciągać. Był w dobrym
nastroju. Podjedliśmy wsadzając kciuk do buzi razem z butelką. Po
jedzeniu pokazaliśmy, że umiemy rozmawiać i przez 20-30 minut
gaworzyliśmy, uśmiechaliśmy się do wszystkich i nic nie zapowiadało
burzy. No cóż, pomyślałam, pierwsze spotkanie wygląda na udane.
Można go przekazać Wołodii, niech poczuje 7,5 kg radości. Alen
popatrzył uważnie na Wołodię, pokręcił głową, zobaczył mnie i się
zaczęło. Wszyscy bliscy wiedzą, jak wyglądają początki burzy u
Alena. Ogląda się na strony, potem wydyma dolną wargę i zaczyna się
koncert. Wołodia od razu oddał go mnie. A na moją sugestię "może
sam go uspokoisz" , popatrzył bezradnie i powiedział: "Jak?!!! To
nierealne".
I jak już mówiłam wcześniej, zdecydowaliśmy się pokazać wszystko
co umiemy. Popłakaliśmy... Zabrałam się do zmiany pieluszki. Nie
zdążyłam wyjąć pieluszki jak fontanna wylała się na mnie. To jego
ulubione zajęcie - raz na dobę oblać mnie w ten sposób.
Tak minął dzień, po obiedzie mój syn i brat (który był ze mną)
opuścili kolonię i pojechali do babci. Minęło jakieś 15-20 minut od
momentu, odkąd brat odjechał, gdy zobaczyłam torbę z mlekiem,
butelkami, smoczkami… bez tego zestawu nigdzie się nie ruszamy.
Zapomniałam przekazać bratu tej torby. Od razu pobiegliśmy do
kontroleróww opowiedzieć o swoim problemie. Kobieta-kontroler od
razu zauważyła, że mleko było hiperalergiczne, widziała podczas
kontroli. Powiedziała, że pomyśli co zrobić. Poprosiła o numer
telefonu do brata i zadzwoniła do niego. To jest ten ludzki
element, którego brakowało w Obwodzie Północno-Kazachstańskim.
Wołodia przekazuje wszystkim pozdrowienia. Przechodzi teraz
leczenie profilaktyczne. Lekarze zdiagnozowali polipy w żołądku,
zmiany zwyrodnieniowe kręgosłupa i przesunięcie 4 i 6 dysku
kręgosłupa.
Wołodia bardzo się cieszy z powoku Alma Shalabayeva i Aloi,
przekazuje im słowa wsparcia i pozdrowienia.
Jestem pewnien, że sytuacja między Ukrainą i Rosją wpłynie na
decyzję o ekstradycji.
Dni widzenia minęły bardzo szybko, przyszedł czas pożegnania.
Wszystko było znacznie lepsze niż w Obwodzie
Północno-Kazachstańskim. Nie wiem dlaczego. Być może to bliskość
Ałmaty... być może coś jescze. Na pożegnanie obiecałam, że
następnym razem Alen zostanie na trzy dni. Niech ma wesoło)))))
Niestety, nie mam czasu, żeby opisać wszystko, jak to robiłam
kiedyś. Piszę jedną reką stojąc, bo na drugiej ręce trzymam
Alena.