Nie bacząc na siły wyższe (nie wpuścili mnie na pokład samolotu) dostałam się do Pietropawłowska. Co więcej, od razu udałam się na osiedle Zariecznyj, gdzie osadzono Władimira Kozłowa. Napisałam podanie o krótkie widzenie i zadziwiające (!!!) - uzyskałam prawo do widzenia, choć spóźniłam się o godzinę. Wpuszczono mnie do środka. Wołodia wszystkim przekazuje pozdrowienia. Z nosa mu cieknie (jak u wielu w kolonii), ale jego stan ogólny jest zadowalający.
Tak jak i wcześniej, na Wołodię wywierają silny nacisk moralny. Nikomu nie pozwalają z nim rozmawiać, nawet na proste tematy, na przykład o pogodzie. Pełna izolacja. To smutne. Administracja kolonii zachowuje się poprawnie, ale widać, że są gotowi wykonywać wszelkie polecenia z góry, nawet niezgodne z prawem.
Otrzymał listy i odpowiedział na nie (Gulżan Gulemisowa, Marina Nistolij, Olga Kozłowa, współpracownicy Toriegożyny). Jutro idę na długie widzenie, jeszcze porozmawiamy. Do tej pory Wołodia nie otrzymał odpowiedzi od Komitetu Karno-Wykonawczego Systemu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych RK w sprawie wniosku o przeniesienie. Minęły już trzy miesiące od momentu jego podania!!!