Fragmenty listów Vladimira Kozlova
25.06.2013
Dziś przynieśli mi elekryczna golarkę, elegancka rzecz, tego właśnie mi było potrzeba. Kop-kop rakhmet [bardzo, bardzo dziękuję - przyp. tłum.]. Dostałem też list od Sake z książką "Mankurkistan". Własciwie pokazali mi list i książkę, ale do czytania dadzą mi później, kiedy ją sprawdzą, przeczytają. Wydali "Mankurkistan", zuchy, pouczająca książka, trzeba żeby ją czytali. Teraz czytam historię Kazachskiej SRR, która została wydana w redakcji z 1943 roku przez Fundację Bolatkhana Tayzhana. Nawisem mówiąc, przecież znałem ojca Mukhtara, Bolatkhana , i nawet kilka razy rozmawialiśmy, razem w 2003 roku jeździliśmy do Moskwy, kiedy spotykaliśmy się z Nemtsovem, Khakamadą,… Sojusz Sił Prawicowych, kiedy był w Rosji, a u nas w DWK [Demokratyczny Wybór Kazachstanu - przyp. tum.]. On w poglądach był bardzo zbliżony do Batyrkhana Darimbetova, tylko może trochę bardziej sztywny. Rozmawiać z nim było rzeczą pożyteczną - wysokim poziom w każdej dziedzinie, wiedza plus doświadczenie. Przekaż mój "rakhmet" i pozdrowienia dla Mukhtara. Powiedz, że książka jest potrzebna, prawdziwa. Jeśli tylko usunąć niektóre "ody" na cześć narodu i lidera narodu (mam na myśli Stalina)… no więc, jeśli to usunąć, to wychodzi rzecz bardzo poznawcza i obiektywna. A te "pochwały" w książce są tak wyizolowane, że po pierwsze, od razu jest jasne, że zostały tam wstawione specjalnie, inaczej po prostu nie można było wtedy, w 1943 roku. A po drugie, nie są związane koncepcyjnie z pozostałym tekstem, dlatego łatwo można je opuścić w czytaniu. Krótko mówiąc - książka jest świetna, ogromna zasługa М. Tayzhana i jego mamy, i fundacji. Potrzeba nam więcej takich oto "nacjonalistów", którzy mają rozum i argumenty, dobrze by byłoby, żeby mniej rzucali się w oczy ci, którzy nie posiadają ani jednego, ani drugiego.
26.06.2013
Porozmawiałem z tobą (przez telefon), usłyszałem ukochany głos - dostałem zatrzyk energii potrzebny do dalszego istnienia. Dziś była "łaźnia", czyli prysznic z gorącą wodą - dobrze, ale mało czywiście, szczególnie, jak na lato, kiedy każdego dnia podkoszulek i cała reszta nie wysycha przez cały dzień od potu. Nasiliły się bóle kręgosłupa, promieniują do prawego stawu i niżej do kolana. W okolicy szwu operacyjnego znowu pojawiły się bóle, niezbyt silne, da się wytrzymać. Coś zacząłem się sypać, wprawdzie w drobiazgach, ale i tak to jest mało przyjemne, zwłaszcza jak człowiek pomyśli, że w tych warunkach każdy drobiazg kończy się zamieszaniem, pisaniem podań, czekaniem; i jeszcze pomyślą, że pewnie zacząłem tak robić specjalnie. To co na wolności można rozwiązać w ciągu 1-2 dni, tutaj z przyczyn obiektywnych i różnych innych może się przeciągnąć, ale w ogóle nie dać rozwiązać.
27.06.2013
Witaj! Postanowiłem dziś napisać do ciebie krótki list. Dostałem dziś od razu 6 listów!! Od mamy, od Dimki, Gulzhan Tulemisovej, chłopaków Toregozhinej, od Zhanuzakova i od Sake z Kyzylordy. Książki "Mankurtistan" jeszcze nie oddałem, czekam. Migiem przeczytałem - ciekawe listy, w weekend do wszystkich napiszę, wyślę w poniedziałek. W sprawie moich "chorób" na razie bez żadnych zmian, nikt mnie nie obejrzał, nie zlecił żadnych badań, zajmę się tym w poniedziałek. Dziś było strasznie dużo pracy. Gorąco, ale dało się wytrzymać, nie tak jak w Aktau, pamiętasz? Kiedy wychodzisz z mieszkania, w którym jest klimatyzacja, i wchodzisz, jak do łaźni parowej, człowiek jest mokry w ciągu sekundy. A pamiętasz Borovoye, ciepłe jeziora, i jak w jednej chwili zjadałem swoje śniadanie (tam były mleczne rzeczy, a ty ich nie jadłaś), а potem - też jadłem twoje, a potem swoje puste talerze podsuwałem tobie. I wszyscy się dziwili - taka malutka, szczuplutka, a taka wciąż nienajedzona, mąż jeszcze nie zjadał, a u niej już puste talerze))))
W rękawicy skórzanej, tej roboczej, co przysłałaś, już się zrobiła dziurka… Nie zpomnij podrzucić kilku par rękawic roboczych, tutaj są potrzebne.
W poniedziałek będzie 1 lipca, dzień składania podań o dugie widzenie, na sierpień. Poproszę o widzenie 09 sierpnia, żebyśmy mogli razem świętować moje urodziny.
Czytam historię Kazachstanu (w redakcji z 1943 roku); ciekawe, wiele z tego, co tam napisano, nie jest nawet takie jak nas uczyli, nie mówiąc już o tym, jak się dziś i kogo uczy.
29.06.2013
Witam. Napisałem już do wszystkich, o których listach pisałem wcześniej; w poniedziałek oddam je do wysyłki. W piątek odwiedziła mnie Zhemis, dzielna z niej kobieta, wybrać się w taką podróż, w takim wieku. Zapisała wszystkie moje medyczne problemy (naczynia, kręgosłup), żeby poprosić B. Tumenovą o przepisanie mi jakichś profilaktycznych leków, a także przekazała "pozdrowienia" od ciebie z zaleceniem, żeby "pomyśleć", od Yevgeniya Sanycha z takim samym zaleceniem i wskazówką, że czasy Nelsona Mandeli już minęły. Rozmawialiśmy w gabinecie komendanta kolonii, w jego obecności. Z okazji takiej wizyty takiego dostojnego gościa nawet dali mi nową czapkę, dostałem taką jak noszą wszyscy tutejsi więźniowie, żebym wyglądał jak trzeba. Co do zalecenia żeby "pomyśleć" - wciąż się tym zajmuję, i wiele spraw już przemyślałem, szczególnie w świetle ostatnich wydarzeń. Przecież w czasie śledztwa, i w sądzie niczego nie ukrywałem, i niczyich obcych interesów nie broniłem, tym bardziej jakichś sekretów, albo czegoś innego w tym rodzaju. W ogóle, w życiu nigdy nie robiłem niczego, za co musiałbym się wstydzić, czegoś co zostałoby mi przez kogoś innego narzucone. Możliwe, że ktoś inny miał inną wizję tego, co robiliśmy, i i w jakim celu - ja o tym nie wiem; a robiliśmy to, w co wierzyliśmy, co nie było i być nie mogło przestępstwem w żadnym wypadku, nikomu z tych osób, dla których to robiliśmy świadomie nie szkodziłem. Dlatego wszystkie moje "przemyślenia" chyba największym stopniu dotyczą zmiany systemu wartości, przede wszystkim zmian w stosunku do poszczególnych ludzi, ich postępków, słowów, oświadczeń… Dalej myślę.
Przy okazji, może byś prowadziła coś w rodzaju dziennika, potem byśmy razem napisali książkę, w której połączylibyśmy te dni, coś w stylu "po obu stronach barykady". Czegoś takiego jeszcze nikt nie napisał?
Dziś skończył odsiadkę jeden z naszego oddziału. W ogóle to z niego jest straszny bałamut, ciagle gdzieś wpadał po jakieś drobiazgi. Wychodził cały ubrany na biało (biały dres, białe adidasy, białe skarpetki), wychodził głośno, radośnie. Od razu powiedział, że jak ktoś kopnie go w tyłek, to od razu dostanie pod oko (jasna sprawa, jak tu wychodzić na wolność ze śladem podeszwy na białym ubraniu). A w ogóle, kiedy ludzie stąd wychodzą, to zawsze ktoś po cichu musi dać mu kopniaka - to po to, żeby tutaj nie wrócić z powrotem; tutaj jest też coś takiego, kiedy po kilku latach ludzie przychodzą, wychodzą na warunkowe, i znowu wracają po kilku miesiącach.
Z obserwacji. Kazachski język wśród nie-Kazachów szybko się odmładza. Coraz więcej młodych nie-Kazachów zna język (w podstawowej, prymitywnej formie, ale znają). W przytłaczającej większości to są chłopcy ze wsi i nikt z nich specjalnie nie uczył się języka, po prostu poszera się sfera zasięgu występowania języka. W mieście, rodzimymi użytkownikami języka są przyjezdni - w głównej mierze to ludzie ze wsi, najczęściej ludzie z marginesu, którzy starają się osiedlać blisko siebie na obrzeżach miasta, wśród ludzi podobnych do siebie, ich miejski format istnienia (izolacja) nie sprzyja nawiązywaniu kontaktów z ludźmi z innych warstw społecznych. A na wsi sytuacja wygląda inaczej, tam z racji potrzeby podtrzymywania bliskich relacji, kontakty wynikają z układów życiowych, są bliższe i stałe, co powoduje, że dzieci wiejskie bardziej intensywniej poznają język kazachski podczas codziennych kontaktów dzieci i młodzieży z rodzimymi użytkownikami języka kazachskiego, których do tego jest już wystarczająco dużo, żeby mogło powstać silne środowisko językowe. Na dwód tego, przykład jednego ze skazanych, pochodzącego z Aktau; młody chłopak, 19 lat, Rosjanin, dziecko ulicy (sierota), mieszkał z babcią na osiedlu nr 3, które z powodu tamtejszych cen na mieszkania (zagrzbiałe, stare, na przedmieściu) w ciągu ostatnich 20 lat zostało zasiedlone przez ludzi z marginesu, którzy się tutaj przenieśli. Chłopak rósł mówiąc w domu po rosyjsku, na ulicy po kazachsku, więc "dobrze" zna kazachski z ulicy. W zasadzie to pozytywny czynnik, świadczący o poszerzaniu zasięgu języka kazachskiego, ale…. Po pierwsze, to poszerzenie przychodzi nie z tej strony, gdzie idą olbrzymie pieniądze z budżetu, nie ze strony nauki języka poństwowego. Tam jak dawniej jest maksymalnie niski poziom efektywności, niewspółmierny do wielkością inwestycji; niestety, oczywiście. Po drugie, to jest maksymalnie niski poziom posługiwania się językiem; bez umiejętności pisania, niezwykle ograniczony zapas słów, obfitujący w rosyjskie "wstawki" i inne. Pokazałem Sake list po kazachsku, poprosiłem, żeby przetłumaczył mi niezrozumiałe miejsca - nie daliśmy rady, ponieważ wielu słów, których użyto, Sake po prostu nie zna. To wszystko trzeba zmieniać. Trzeba się starać, żeby ogromne pieniądze z budżetu przeznaczane na naukę języka, nie przeciekały z państwowej kasy do "odpowiednich" kieszeni, pozostawiając po sobie góry nikomu i do niczego nie potrzebnych podręczników, od samego początku niemających żadnego sensu; trzeba wyłaniać i promować takich entuzjastów tej sprawy, jak Romanenko i ludzie jej pokroju, ludzi rzeczywiście wytwarzających produkt wysokiej jakości, wiedzących jak jak uczyć najbardziej efektywnie i na wysokim poziomie, jak sprawić, by nauczanie stało się procesem systemowym.
Jeśli uda się, żeby pozwolili mi uczyć kazachskiego - porozmawiaj Mukhtarem Tayzhanem, czy mają możliwość przez fundację "B. Bayzhana" zakupić u Romanenko 20-30 egzemplarzy jej podręczników (gramatyka + poziom podstawowy), plus tablicę, markery, żeby urządzić tutaj klasę w bibliotece. To wszystko (jeśli uda się mnie i jemu) będzie można wysłać bezpośrednio do zakładu [karnego], na bibliotekę.
Mała radość, znalazłem receptę na okulary! Przekażę ci, zapisz gdzieś na wszelki wypadek. Potrzebuję 2 oprawek, bo te, które miałem się zepsuły. Znowu dałem ci zadanie - mogę spać spokojnie))) Wybacz mi, że ciągle wiszę ci na szyi; oddaję ci honor…. I jeszcze, Zhemis powiedziała, ze nikt ci nie pomaga, ani z paczkami - sama je nosisz, no i w ogóle. Poproś o pomoc tych, którzy są obok, potem napisz - kto ci odmówił, a ja może napiszę do nich, tylko tym ludziom już ręki podawać nie warto. Takie sytuacje to swoista próba. I jeszcze co do paczek, może nie warto żebyś wszystko to sama taszczyła, może lepiej po prostu wysłać pocztą? W ogóle nie staraj się tak bardzo z mojego powodu, ja przeżyję bez zbytków, jeśli co; o wiele bardziej komfortowo jest wiedzieć, że u ciebie (u was) wszystko jest w porządku.
Przeczytałem u Zhovtisa, w wywiadzie dla gazety "Karavan", 31.05.2013, o "odkarmionych niewolnikach" - mocny wywiad, rakhmet Yevgeniyovi Aleksandrovichovi.
Niedawno przeczytałem we wsponiemnieniach Zakharova, że zamiast określenia "odmienne poglądy" wolał używać nieco zapomninego, choć znanego od czasów dekabrystów - "wolność poglądów". A przecież jest ono lepsze, bardziej oddające istotę sprawy. "Inaczej" może myśleć każdy, ale myśleć w sposób "wolny" mogą tylko swobodni, wolni obywatele.
I na koniec, scenka z naszego życia - oddział przychodzi do stołówki. Do stołówki - maszerujemy, potem idziemy - piątkami, gęsiego - do wydawania posiłków, do stołów. Stoimy przy stołach, ręce z tyłu (na bagażniku). Pada komenda "krzesła po cichu wyciągnąć!". Trzeba wyciągnąć spod stołu taboret. Jeśli ktoś uderzy nim o podłogę - padnie komenda "krzesła po cichu zasunąć!". Możliwe, że powtórzy się tak nie jeden raz. Potem komenda - "wszyscy razem, siadać!". Jeśli ktoś trochę się spóźni, znowu komenda - "wszyscy razem, wstać!". A potem już - "do spożycia posiłku przystąpić!". Po zakończeniu (10-15 minut) to samo, tylko w odwrotnej kolejności. Tak właśnie się "resocjalizujemy"… Na razie. Twój ja.